Bo szyny były złe

Ten filmik jest już kultowy. Cóż, pani dziennikarce pewnie brakowało doświadczenia. Może trema. Może brak przygotowania. Może wszystko było złe. Niemniej jest to bardzo słabe wytłumaczenie dlaczego doszło do wypadku. Ale nie spodziewam się wiele po telewizji.

Natomiast po pismach specjalistycznych spodziewam się więcej. Dlatego denerwują mnie tłumaczenia “na siłę”. W związku z epidemią wydawca pewnego miesięcznika postanowił, że będzie sprzedawać pojedyncze sztuki swojego magazynu, wcześniej możliwa była jedynie prenumerata. Co im się chwali. W dodatku będzie je wysyłać za darmo. Super. Zapytałem więc na Twitterze dlaczego nie można sprzedawać na sztuki wydania elektronicznego. Wydawało mi się to łatwiejsze niż przy drukowanym. Byłem w błędzie.

Pierwsze tłumaczenie, “nie mamy mocy przerobowych”. Trochę mnie zdziwiło, bo przecież chodzi o wydanie elektroniczne. Z nim nikt nie musi iść na pocztę, a wcześniej spakować do koperty, zaadresować itp. Ale jako że znam już trochę to wydawnictwo postanowiłem dać spokój, bo dyskutować z nimi to jak kopać się z koniem. Zaraz jednak ktoś inny wtrącił “czy nie dałoby się tego zautomatyzować”.

Drugie tłumaczenie, “nie wszystko da się zautomatyzować, albo da się, ale to będzie zbyt kosztowne”. Ekspertem nie jestem, ale śmiem wątpić. Pytający jednak nie ustępował.

Trzecie tłumaczenie, “ludzie mylą się przy zamówieniach i trzeba poprawiać ręcznie” oraz “chcemy zawsze podziękować klientowi osobiście, a nie automatem”. Tak się składa, że byłem prenumeratorem tego magazynu, a teraz znowu nim jestem. I podziękowania jakie otrzymałem na osobiste nie wyglądają.

Dodam, że jest to magazyn dla programistów, więc dodatkowy wstyd. Gdyby to był miesięcznik dla ogrodników, to bym jeszcze zrozumiał. Może jestem dziwny, ale zamiast powyższego tłumaczenia wolałbym “bo nie”. Jakoś szczerzej by brzmiało, a tłumaczący nie zrobiłby z siebie debila, a jedynie gbura. A ja lepiej znoszę tych drugich niż pierwszych.