Ballada o Januszu

Nie o Januszku, żeby nie było niedomówień. O Januszu.

Mieszkam w pobliżu pewnej firmy. Nie jest ona z branży budowlanej, ani nawet transportowej, tylko IT. Jednak sąsiedztwo coraz bardziej mi doskwiera.

Firma ta bowiem zatrudnia Janusza. Szczerze mówiąc nie wiem jak się nazywa ten pan, ale że to ostatnio popularne w Internecie imię dla ludzi trudnych… Pan Janusz jest cieciem i chyba po trosze ochroniarzem, bo ma nocne dyżury. Z drugiej strony firma ma umowę z agencją ochrony, więc nie wiem po co, ale tam mało rzeczy ma sens.

Po większości “nocek” Janusz jest wkurzony na świat, bo przecież on nie po to jest prawdziwym Polakiem, żeby na starość budynków pilnować. Aby więc pokazać wszystkim gdzie ich ma. Już przed siódmą rano, a czasami wcześniej, wyjeżdża swoją maszyną. Sprzęt to zacny. Niby mały traktorek, ale może być kosiarką, pługiem śnieżnym, zgarniarką liści i czym jeszcze dusza zapragnie. Najbardziej jednak sprawdza się jako wkurwiacz sąsiadów, bo odgłosy wydaje niewspółmierne do swych gabarytów.

Dlaczego myślę, że robi to by wkurzać ludzi? Bo czasem tylko wyciągnie go, przejedzie za róg i idzie do domu. I dopuszczam możliwość, że to nie Janusz ma złą naturę. A jego szef, który wymaga by robił cokolwiek, byle robić. Jest to jednak mało prawdopodobne. Znam paru panów w wieku januszowym, również pracujących fizycznie. Wszyscy bez wyjątku reprezentują podobną mentalność. A normalni ludzie muszą obok nich żyć.

Najbardziej denerwuje mnie jednak, że Janusz wyzwala we mnie pierwotne instynkty. Chce mi się wyjść i dać mu w mordę. Już słyszę internetowych twardzieli, “to wyjdź i mu daj, a nie tylko piszesz ty smutna…”. Na szczęście mam trochę więcej rozumu i wiem, że więcej by z tego było problemów niż warta chwilowa uciecha. Ale tak, przyznam z bólem, że nienawidzę tego pana całym sercem. Wielokrotnie życzyłem mu, żeby zdechł na tym traktorku. Wstyd.